Magdalena Basińska z Żelazna pod Kłodzkiem spisuje wspomnienia z powodzi. Pisze o wciąganiu psów w śpiworach na dach i panicznym strachu. Wszyscy mówią o Lądku-Zdroju i Stroniu Śląskim, a chce, żeby po jej wsi i 800 mieszkańcach też został jakiś ślad.
We wrześniu rzeka Biała Lądecka zalała 80 proc. miejscowości, a dom Magdaleny po sufit. – Gdy ten dom zobaczyłam, tylko płakałam, że już nie chcę tu mieszkać – mówi.
Teraz w każdym pomieszczeniu stoją osuszacze, farelki i materiały budowlane.
Gdy przyjeżdżam do Żelazna pod koniec roku, cała wieś wygląda jak plac budowy. Robotnicy stawiają nowe latarnie, naprawiają kanalizację, czyszczą rowy z mułu i kamieni. Mieszkańcy cieszą się z mrozu, bo skuł wszechobecne błoto i nie muszą co chwilę czyścić butów.
Wciąż żyją tym, co wydarzyło się cztery miesiące temu. Opowiadają o wodzie, która wdarła się z hukiem przez drzwi i okna. Kładą na stole uratowane pamiątki. Wspominają urzędniczki w zbyt krótkich gumiakach i wolontariuszy z Podhala, którzy przywieźli i złożyli drewniany kurnik.
– Ludzie nadal dzwonią z chęcią pomocy, ale proszę, żeby odezwali się wiosną – mówi sołtys Beata Konieczko-Rudnicka. – Wtedy mieszkańcy zaczną się odbudowywać. Póki co tynki są skute, a ściany się suszą.
O tym, jak teraz wygląda życie powodzian, przeczytają Państwo w moim reportażu w “Dużym Formacie”.