Rynek sztuki bywa potworem, bywa i żartem, zarazem wyśmienitym i kompletnie nieśmiesznym. Niezmiennie jest jednak fascynujący. O ile bowiem wartości artystycznej prac mówi nam niewiele, za to bardzo wiele o współczesnym kapitalizmie.
Sztuka jest idealnym narzędziem spekulacji, bo jej rynkowa wartość nie zależy od wielkości ani materiału, a od szeregu trudnych do obiektywnego zmierzenia czynników: trendów, nieformalnych układów, biografii artysty, tego, gdzie i kiedy jest sprzedawana. Wreszcie tego, jak skutecznie konkretny galerzysta lub dom aukcyjny przekona klienta, że zakup jest dobrą inwestycją.
Świetnie pokazał to szał na NFT, formalnie cyfrowe „dzieła sztuki", a w istocie niekopiowalne wirtualne tokeny sprzęgnięte z kryptowalutami. Zanim rynek NFT spektakularnie się załamał, niewielka grupa inwestorów i kilkoro artystów zarobiło na nim grube miliony. Reszta została z kolekcją bardzo drogich gifów.
Nie dziwi w tym kontekście, że Justin Sun, nowy właściciel „Komika", zajmuje się właśnie handlem kryptowalutami. I nie był jedynym licytującym pracę Cattelana przedstawicielem branży. Mało kto potrafi docenić spektakularną blagę tak, jak ludzie, którzy zbili fortunę na przekonywaniu inwestorów, że ich produkt jest wart mnóstwo pieniędzy.