W Polsce jest coraz więcej sygnałów rozkręcania się cyklu inwestycyjnego. Teraz znalazło to odzwierciedlenie w projekcji makroekonomicznej Narodowego Banku Polskiego. Bank centralny wyraźnie podniósł projekcję polskiego wzrostu gospodarczego w 2026 r. A jednocześnie obniżył projekcję inflacji. Ta kombinacja relatywnie wysokiego wzrostu i relatywnie niskiej inflacji jest wyjątkowa na tle regionu Europy Środkowej. Tak wyjątkowa, że trudno mi uwierzyć w aż tak pozytywny scenariusz.
Cięcie to reakcja na zmrożenie cen
W środę Rada Polityki Pieniężnej – organ NBP decydujący o parametrach polityki pieniężnej – ścięła stopy procentowe o 0,25 pkt proc. Tym samym stopa referencyjna spadła do 4,25 proc. Wprawdzie w październiku wielu członków rady mówiło o tym, że na razie nie powinniśmy się spieszyć z obniżaniem stóp procentowych, ale jak pisałem kilka dni temu, październikowe dane o inflacji pokazały zaskakujące zmrożenie cen.
Jednocześnie NBP pokazał najważniejsze liczby ze swojej projekcji makroekonomicznej, która pojawia się trzy razy do roku. Fundamentalnie obraz polskiej gospodarki nie uległ wielkim zmianom, ale kierunek rewizji prognoz był pozytywny. Projekcja jest bardziej bycza pod względem wzrostu PKB i bardziej gołębia pod względem inflacji.
W przyszłym roku wzrost PKB ma wynieść 3,65 proc., czyli ponad 0,5 pkt proc. więcej od tego z projekcji lipcowej. A jednocześnie inflacja ma się obniżyć do 2,95 proc., czyli o 0,6 pkt proc. poniżej tej z projekcji lipcowej.
Polska świetnie wypada na europejskim tle
Żeby docenić te liczby, trzeba spojrzeć na nie w kontekście międzynarodowym. Wśród dziewięciu krajów Europy Środkowej, Polska ma mieć zdecydowanie najwyższy wzrost PKB i trzecią najniższą inflację. Średni wzrost PKB w regionie ma wynieść 2,1 proc., a inflacja 3,6 proc. Ewidentnie największy problem z rozwojem mają kraje, którym nie udało się w pełni opanować inflacji. Nam się udało i za to punkty należą się NBP jako instytucji odpowiedzialnej za to zadanie.
W ekonomii taki stan gospodarki, w którym wzrost jest wysoki, a inflacja niska nazywa się „goldilocks” (dosłownie: złotowłosa). Termin pochodzi z bajki dla dzieci „Goldilocks and the Three Bears” („Złotowłosa i trzy misie”). W bajce – przypomnę – dziewczynka o imieniu Złotowłosa wchodzi do domu misiów i próbuje ich owsianek: jedną miskę owsianki uznaje za za gorącą, drugą za zimną, a trzecią w sam raz. Ta idea „ani za dużo, ani za mało” stała się metaforą idealnego balansu. W ekonomii pojęcie „Goldilocks economy” zostało spopularyzowane w latach 90. XX wieku. | 
