Są zasadniczo trzy powody, dla których temat reidustrializacji nagle stał się tak popularny.
- Po pierwsze, około 15 lat temu w krajach zachodnich zaczęło się dużo pisać o tym, że wyprowadzenie części produkcji przemysłowej na rynki wschodzące doprowadziło do wzrostu nierówności ekonomicznych. Badania tak znamienitych ekonomistów jak David Autor pokazywały, że wbrew teorii znikające miejsca pracy w przemyśle nie są zastępowane przez miejsca pracy w usługach.
- Po drugie, około 5-10 lat temu zaczęto dostrzegać problem uzależnienia dostaw krytycznych komponentów przemysłowych od krajów nieprzyjaznych politycznie. Idea, że świat jest jedną globalną wspólnotą polityczną i lokalizacja produkcji powinna zależeć wyłącznie od uwarunkowań ekonomicznych prysła wraz z pierwszym najazdem Rosji na Ukrainę oraz silnym wsparciem udzielanym Rosji przez Chiny. To do tego odnosił się Donald Tusk.
- Po trzecie, od paru lat kwestionuje się ideę – dominującą dotychczas w analizach ekonomicznych – że da się oddzielić fizyczną produkcję od badań i innowacji. Zachodnie firmy myślały, że będą prowadzić innowacje w swoich krajach, a produkować w innych krajach. Okazało się, że innowacje pojawiają się często tam, gdzie jest fizyczna produkcja. Jak się coś robi, to przy okazji się to usprawnia – jest to uczenie przez działanie. Więc jak się wynosi produkcję do innych krajów, to w długim okresie traci się też potencjał innowacji. Nie wiem, czy to spojrzenie jest słuszne w całej rozciągłości, ale zyskuje na popularności.
Pierwszy z tych powodów nie wystarczyłby sam w sobie do tego, by kraje rozwinięte zaczęły chronić swoje sektory przemysłowe. Ale wszystkie trzy razem wzięte mogą już przełożyć się na próbę zwiększenia roli produkcji przemysłowej w gospodarce. Z europejskiej perspektywy szczególnie ważny jest tu argument drugi. Choć może zbyt rzadko doceniamy argument trzeci.
Natomiast trzeba pamiętać o jednej rzeczy, która ograniczy potencjał reindustrializacji. W długim okresie zapotrzebowanie na towary (w przeliczeniu na liczbę mieszkańców) nie może rosnąć liniowo – wyczerpują się zarówno surowce, jak i potrzeby. Przynajmniej w krajach, które dziś są rozwinięte. Natomiast sam wzrost gospodarczy może trwać liniowo bardzo długo, na pewno poza horyzont życia obecnych pokoleń. Istotą wzrostu gospodarczego są bowiem nowe pomysły na to, jak wykorzystywać ograniczone zasoby. Istotą wzrostu są idee. Mówiąc bardziej obrazowo, na jedną tonę stali przypada coraz więcej finalnej wartości.
Z natury rzeczy relatywna rola fizycznej produkcji w gospodarce musi w takich warunkach maleć. A rośnie rola związana z opracowywaniem tego, co z tą jedną toną stali można zrobić.
Warto zauważyć, że o ile w Niemczech dziś bardzo dużo mówi się o konieczności ochrony tamtejszego przemysłu, szczególnie samochodowego, to najbardziej popularną diagnozą niemieckich problemów gospodarczych jest ta mówiąca, że Niemcy za bardzo utknęły w przemysłowej przeszłości i nie umiały odnaleźć się w cyfrowej teraźniejszości.
Myślę więc, że ze względu na bezpieczeństwo oraz z powodu docenienia procesu uczenia się przez produkcję kraje rozwinięte będą chciały bardziej zadbać o rozwój przemysłu. Ale to nie oznacza zawracania koła historii. Tylko korektę jej trajektorii. |