Karol Nawrocki przypomniał o swoim istnieniu, wetując ustawę chroniącą język wilamowicki.
Wielu Państwa pewnie nie za bardzo wie o co chodzi. Więc tłumaczę: Wilamowice to miejscowość między Oświęcimiem i Bielskiem-Białą, gdzie przetrwał język zwany wymysiöeryś. Posługiwali się nim przybyli tu w XIII w. osadnicy - w zasadzie nie wiadomo czy z zachodnich Niemiec, czy może Niderlandów, a może Szkocji - i mimo wielkich historycznych zawieruch garstka mieszkańców posługuje się nim do dzisiaj.
Sejm postanowił, że nie można dopuścić do tego, by ten język wymarł - tak języki wymierają, gdy odchodzą ostatnie osoby, które się nimi posługują - nasz prezydent był innego zdania.
Dlaczego? Bo uważa, że nie ma czegoś jak język wilamowicki, więc ochrona się nie należy. W podobny sposób postąpił jego zapomniany już poprzednik Andrzej Duda w sprawie języka śląskiego.
Nawrocki, jako historyk na pewno wie, że jeszcze sto lat temu wokół Bielska było wiele miejscowości, gdzie używano innego języka niż polski i bynajmniej nie był to niemiecki. Wie też, że Rzeczpospolita była najsilniejsza, gdy była krajem różnorodności. Ale do czego mu ta wiedza, gdy partia, która umeblowała mu kancelarię w nacjonalistycznym zapale chce stawiać kosy na sztorc?
I pomyślcie, czy Polska nie zasługuje na coś lepszego.