Cześć,
Wczoraj wieczorem pojechałam sobie z mężem nad zalew. Nie dość, że zebrałam się tam trochę na siłę (mimo, że uwielbiam wodę) to już na samej plaży… nic mi się nie chciało.
Zero ochoty na pływanie, brodzenie po wodzie czy nawet na SUPa, chociaż go uwielbiam.
Wyjęłam poduszkę, położyłam się i wpatrywałam w niebo.
Trochę zaskoczona tym, że jestem tak zmęczona, że wolę leżeć niż robić coś, co zwykle daje mi frajdę. Taki stan czułam od kilku dni.
Przez chwilę myślałam, że tak przeleżę do końca dnia, ale w końcu stwierdziłam, że spróbuję jednak popływać.
I to właśnie na SUPie uświadomiłam sobie, skąd to zmęczenie.
Zwykle w wodzie czuję się pewnie i swobodnie.
A teraz? Głowa pełna myśli w stylu „a co jeśli coś się stanie?”.
Przepływał koło mnie mężczyzna - "a co jeśli zaraz zacznie się topić i będę musiała mu pomóc, a boję się, że nie dam rady?".
W oddali płynęła motorówka - "a co jeśli ktoś straci nad nią panowanie i wpłynie prosto na mnie?".
Położyłam się na chwilę na SUPie tak, jak uwielbiam "a co jeśli zaraz uderzy mnie fala, wpadnę do wody i już nie wypłynę?".
Te myśli nie brzmiały jak ja. Te myśli brzmiały jak zaburzenia lękowe.
Eureka!
Mam podniesiony poziom lęku. I dlatego jestem taka zmęczona.
Wcale się sobie nie dziwię. Moje życie ostatnio wyglądało tak, że co się poprawiło, to zaraz się znowu psuło.
Nagrywałam już przecież nawet podcast o tym, że wychodzę z pierwszej fazy żałoby i czuję się lepiej. Nie przewidziałam tylko tego, że niedługo po nim będę się bujać z moją mamą po SORach i skończy się na tym, że mama ma na 45 dni unieruchomioną nogę, a ja będę musiała się nią opiekować.
Krótko mówiąc - nie dziwię się swojej głowie, że zaczęła wyszukiwać potencjalnych niebezpieczeństw.
Jak działa podniesiony poziom lęku?
Jak żarówka w zamkniętej szafie.
Nie widzisz jej, możesz o niej zapomnieć, ale ona cały czas świeci i zużywa prąd.
Dlatego chcę się z Tobą podzielić kilkoma sposobami, które pomagają mi i moim klientkom w takich momentach:
|