"W zwiastunach filmowych z brutalnymi scenami pojawiają się napisy "tylko dla ludzi o mocnych nerwach". Do mojej historii taki napis pasuje jak ulał" - tak zaczyna swoją opowieść na naszych łamach pan Jarosław z Gdyni. 

I nie przesadza, jego opowieść jest kafkowska do cna. Oto mamy przedsiębiorcę, który w 2018 r. dostał zlecenie od Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Przedsiębiorca z resortem umówił się, że rozliczą się na zasadzie umowy o dzieło. Ale ZUS, który podlega pod ministerstwo, uznał, że to nie powinny być umowy o dzieło, tylko zlecenia i zaczął ścigać przedsiębiorcę za niepłacone składki. Do nagonki dołączył NFZ, domagając się zaległych danin na zdrowie. Efekt: lata spędzone w sądach na udowadnianiu swoich racji. Setki godzin spędzone na czytaniu pism sądowych, zamiast na rozwijaniu biznesu. Pan Jarosław mówi, że lekką ręką można założyć, że cała ta sprawa kosztowała go dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy złotych.

Finał tej sprawy obserwujemy właśnie teraz. 

Bardzo możliwe, że obserwujemy także inny finał: burzy o KPO. - Podjęłam decyzję, że żadne środki z KPO dla branży HoReCa nie zostaną przekazane na wypłaty dla beneficjentów, dopóki poszczególna umowa nie zostanie skontrolowana i uznana za zgodną z zasadami - zapowiedziała we wtorek ministra funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Koalicja zatrzeszczała, płynie dalej, a sprawa KPO ma być najwyraźniej wyciszona. Czy na pewno? Pisze o tym Piotr Miączyński.