W polskim wydaniu przejawem podobnego myślenia jest ruch deregulacyjny zainicjowany przez Rafała Brzoskę i podchwycony przez premiera Donalda Tuska. W poniedziałek premier powiedział, że deregulacja będzie filozofią jego rządzenia i będzie starał się ją wkładać go głowy łopatą innym europejskim politykom.
Pozornie deregulacja to tylko czyszczenie systemu z niepotrzebnych przepisów, które nie pełnią żadnej pożytecznej funkcji, a zajmują przedsiębiorczym ludziom czas. Ja jednak sądzę, że istotą deregulacji jest właśnie sprzeciw wobec obsesji bezpieczeństwa i że jest to ruch iście rewolucyjny w swoich bazowych założeniach. Jest to bunt wobec rosnącej biurokracji. Biurokracji, której rolą jest zapewnienie absolutnej pewności, że wszystko odbywa się w sposób przewidywalny, stabilny, uporządkowany. Postulat deregulacji to w istocie apel o większą otwartość na ryzyko.
Weźmy kilka przykładów. Inicjatywa deregulacyjna SprawdzaMY jest pełna propozycji, które pozbawiają administrację jakichś kompetencji – co tworzy szanse, ale otwiera przed administracją nieznane pole pełne ryzyk. W jednej z propozycji autorzy chcą, by placówki świadczące usługi zdrowotne mogły otrzymać od NFZ pieniądze za wykonane świadczenia bez przedstawiania wszystkich dotychczas wymaganych dokumentów i danych. Związek zawodowy OPZZ protestuje przeciw temu rozwiązaniu i ostrzega, że państwo nie może przelewać publicznych pieniędzy bez zabezpieczenia wszystkich swoich interesów. W innej propozycji autorzy domagają się, by firmy telekomunikacyjne nie musiały uzyskiwać od właścicieli gruntów wszystkich wymaganych dziś zgód na rozbudowę infrastruktury. Przeciw tej propozycji też jest sprzeciw jednego ze związków zawodowych, który wskazuje na potencjalne naruszenia praw własności. W większości istotnych propozycji jest jakiś konflikt: coś się zyskuje, ale coś się traci.
Największe kontrowersje dotyczą oczywiście kwestii podatkowych. Inicjatywa SprawdzaMY proponuje m.in., by państwo odstąpiło od karania podatników za przypadkowe błędy oraz by nie zmuszało podatników do wykazania, że zapłacili właściwy podatek (zasada domniemania niewinności podatnika – to państwo powinno wykazać błąd, a nie podatnik udowadniać, że postąpił właściwie). Jest to wyraz powszechnej w biznesie frustracji wobec nieprzewidywalności prawa podatkowego. Ale z kolei administracja obawia się, że odebranie jej instrumentów kontroli skończy się obniżeniem bezpieczeństwa finansowego państwa. A na to w okresie bardzo wysokiego deficytu budżetowego rząd nie chce się zgodzić.
Myślenie biznesu nastawione jest na to, by otworzyć się na ryzyko. Myślenie biurokracji nastawione jest na zapobieganie wszelkim ryzykom. Jeżeli ma nastąpić jakieś odbiurokratyzowanie, to ono w naturalny sposób będzie prowadziło do materializacji jakichś niebezpieczeństw. Nie wierzę w to, że w systemie istnieją jakieś nisko wiszące owoce: przepisy, które można usnąć i osiągnąć dzięki temu duże korzyści bez żadnych kosztów. Na przykład, jeżeli przepisy podatkowe zostaną znacznie zliberalizowane, a administracja skarbowa pozbawiona niektórych kompetencji, to na pewno zaczną wyskakiwać historie niewykrytych oszustw podatkowych, które staną się pożywką publicznych resentymentów.
A patrząc szerzej, z perspektywy globalnej, jeżeli przyspieszone zostaną prace nad innowacyjnymi lekami czy szczepionkami – wedle postulatów wspominanej amerykańskiej książki „Dostatek” – na pewno gdzieś w systemie wyskoczy jakiś błąd i ktoś zapłaci za to zdrowiem. Albo zasoby zostaną źle alokowane i zdrowiem przypłacą to duże grupy. Jaka będzie wtedy reakcja opinii publicznej?
Czy jako społeczeństwo jesteśmy gotowi na materializację ryzyk? Trudno powiedzieć, bo to zależy od kontekstu. Trudno jest połączyć w jedną diagnozę tak odmienne sfery życia jak bezpieczeństwo fizyczne w transporcie, bezpieczeństwo środowiskowe, zdrowotne, socjalne, finansowe i liczne inne wymiary bezpieczeństwa. Istotne jest natomiast to, by zrozumieć, że deregulacja nie jest tylko sprzątaniem prawa i walką z różnymi lobbystami. Jak w każdym dużym sporze politycznym mamy do czynienia z konfrontacją różnych wartości, w tym przypadku postępu i stabilności. |