Przeczytaj codzienny wgląd w trendy gospodarcze i makroekonomiczne
 
 
 
 
 

Tylko dla subskrybentów

 
 
 

Dane dnia

 
 
 
08 lipca 2025ZOBACZ W PRZEGLĄDARCE
 
 
 
 
 
 
 

Mniej regulacji to znaczy więcej błędów

 

Ignacy Morawski

i.morawski@pb.pl

 

 
 
 

Idea deregulacji oznacza w istocie większą otwartość na ryzyko i błędy. To może nieść korzyści. Ale czy rzeczywiście jesteśmy na to gotowi?

 
 

W 1967 r. trzech amerykańskich astronautów spłonęło w pożarze modułu statku Apollo 1 podczas naziemnych testów przedstartowych. Tragiczny wypadek nie zatrzymał determinacji Amerykanów i dwa lata później Apollo 11 wylądował na Księżycu. Dziś prawdopodobnie tego typu wypadek zatrzymałby program kosmiczny. Troska o życie i kultura bezpieczeństwa są dziś na zupełnie innym poziomie niż 60 lat temu. To m.in. z tego powodu program Artemis, którego celem jest ponowne wysłanie ludzi na Księżyc, ma kilka lat opóźnienia i trwa znacznie dłużej niż Apollo. Determinacja polityczna dziś jest mniejsza, a troska o bezpieczeństwo większa.

Ta troska o bezpieczeństwo obejmuje wiele dziedzin i dotyczy nie tylko spraw tak fundamentalnych jak życie ludzkie. Z badań profesor Leah Brooks z Uniwersytetu Georgetown wynika, że duże projekty inwestycyjne współcześnie toczą się znacznie wolniej i są droższe niż kilkadziesiąt lat temu głównie z powodu rosnącej liczby interesariuszy, z którymi muszą być konsultowane. Dziś buduje się znacznie trudniej niż w przeszłości.

Przywołuję te historie z jednego powodu. Współcześnie coraz częściej stawiana jest teza, że rosnąca obsesja na punkcie bezpieczeństwa we wszystkich wymiarach stała się problemem dla gospodarki i blokadą dla jej rozwoju. Coś zyskaliśmy, ale coś straciliśmy. Troska o środowisko, komfort, bezpieczeństwo zdrowotne, socjalne, finansowe, zawodowe sprawia, że ryzyko jest penalizowane na każdym kroku. Dlatego ludzie przestają wymyślać i budować nowe rzeczy, a skupiają się na ochronie tego, co mają.

Ta teza krąży po całym świecie i oczywiście dotarła też do Polski. W wydaniu amerykańskim jej przejawem jest bardzo głośna książka „Dostatek” (Abundance) Ezry Kleina i Dereka Thompsona, wydana na początku 2025 r., której autorzy twierdzą, że obsesja na punkcie bezpieczeństwa stała się głównym powodem niedorozwoju krytycznej infrastruktury: mieszkaniowej, energetycznej, naukowej. Jest ona o tyle ciekawa, że została napisana przez lewicowych dziennikarzy, reprezentujacych idee dotychczas kojarzone raczej z regulacjami niż deregulacjami. 

 
 

W polskim wydaniu przejawem podobnego myślenia jest ruch deregulacyjny zainicjowany przez Rafała Brzoskę i podchwycony przez premiera Donalda Tuska. W poniedziałek premier powiedział, że deregulacja będzie filozofią jego rządzenia i będzie starał się ją wkładać go głowy łopatą innym europejskim politykom.

Pozornie deregulacja to tylko czyszczenie systemu z niepotrzebnych przepisów, które nie pełnią żadnej pożytecznej funkcji, a zajmują przedsiębiorczym ludziom czas. Ja jednak sądzę, że istotą deregulacji jest właśnie sprzeciw wobec obsesji bezpieczeństwa i że jest to ruch iście rewolucyjny w swoich bazowych założeniach. Jest to bunt wobec rosnącej biurokracji. Biurokracji, której rolą jest zapewnienie absolutnej pewności, że wszystko odbywa się w sposób przewidywalny, stabilny, uporządkowany. Postulat deregulacji to w istocie apel o większą otwartość na ryzyko.

Weźmy kilka przykładów. Inicjatywa deregulacyjna SprawdzaMY jest pełna propozycji, które pozbawiają administrację jakichś kompetencji – co tworzy szanse, ale otwiera przed administracją nieznane pole pełne ryzyk. W jednej z propozycji autorzy chcą, by placówki świadczące usługi zdrowotne mogły otrzymać od NFZ pieniądze za wykonane świadczenia bez przedstawiania wszystkich dotychczas wymaganych dokumentów i danych. Związek zawodowy OPZZ protestuje przeciw temu rozwiązaniu i ostrzega, że państwo nie może przelewać publicznych pieniędzy bez zabezpieczenia wszystkich swoich interesów. W innej propozycji autorzy domagają się, by firmy telekomunikacyjne nie musiały uzyskiwać od właścicieli gruntów wszystkich wymaganych dziś zgód na rozbudowę infrastruktury. Przeciw tej propozycji też jest sprzeciw jednego ze związków zawodowych, który wskazuje na potencjalne naruszenia praw własności. W większości istotnych propozycji jest jakiś konflikt: coś się zyskuje, ale coś się traci.

Największe kontrowersje dotyczą oczywiście kwestii podatkowych. Inicjatywa SprawdzaMY proponuje m.in., by państwo odstąpiło od karania podatników za przypadkowe błędy oraz by nie zmuszało podatników do wykazania, że zapłacili właściwy podatek (zasada domniemania niewinności podatnika – to państwo powinno wykazać błąd, a nie podatnik udowadniać, że postąpił właściwie). Jest to wyraz powszechnej w biznesie frustracji wobec nieprzewidywalności prawa podatkowego. Ale z kolei administracja obawia się, że odebranie jej instrumentów kontroli skończy się obniżeniem bezpieczeństwa finansowego państwa. A na to w okresie bardzo wysokiego deficytu budżetowego rząd nie chce się zgodzić.

Myślenie biznesu nastawione jest na to, by otworzyć się na ryzyko. Myślenie biurokracji nastawione jest na zapobieganie wszelkim ryzykom. Jeżeli ma nastąpić jakieś odbiurokratyzowanie, to ono w naturalny sposób będzie prowadziło do materializacji jakichś niebezpieczeństw. Nie wierzę w to, że w systemie istnieją jakieś nisko wiszące owoce: przepisy, które można usnąć i osiągnąć dzięki temu duże korzyści bez żadnych kosztów. Na przykład, jeżeli przepisy podatkowe zostaną znacznie zliberalizowane, a administracja skarbowa pozbawiona niektórych kompetencji, to na pewno zaczną wyskakiwać historie niewykrytych oszustw podatkowych, które staną się pożywką publicznych resentymentów.

A patrząc szerzej, z perspektywy globalnej, jeżeli przyspieszone zostaną prace nad innowacyjnymi lekami czy szczepionkami – wedle postulatów wspominanej amerykańskiej książki „Dostatek” – na pewno gdzieś w systemie wyskoczy jakiś błąd i ktoś zapłaci za to zdrowiem. Albo zasoby zostaną źle alokowane i zdrowiem przypłacą to duże grupy. Jaka będzie wtedy reakcja opinii publicznej?

Czy jako społeczeństwo jesteśmy gotowi na materializację ryzyk? Trudno powiedzieć, bo to zależy od kontekstu. Trudno jest połączyć w jedną diagnozę tak odmienne sfery życia jak bezpieczeństwo fizyczne w transporcie, bezpieczeństwo środowiskowe, zdrowotne, socjalne, finansowe i liczne inne wymiary bezpieczeństwa. Istotne jest natomiast to, by zrozumieć, że deregulacja nie jest tylko sprzątaniem prawa i walką z różnymi lobbystami. Jak w każdym dużym sporze politycznym mamy do czynienia z konfrontacją różnych wartości, w tym przypadku postępu i stabilności.

 
 
 
To również może Cię zainteresować:
 
Użytkownicy volkswagenów mają dość polskich sądów
 
Użytkownicy volkswagenów mają dość polskich sądów
 
Do niemieckiego sądu wpłynął pozew przeciwko Volkswagenowi złożony w imieniu 215 Polaków. Powództwo kolejnych kilkuset jest w przygotowaniu. To pokłosie afery dieselgate, którą polskie sądy tak się  
 
Trump znów grozi cłami, Macron w Londynie, Polacy pozwali Volkswagena. PB BRIEF
 
Trump znów grozi cłami, Macron w Londynie, Polacy pozwali Volkswagena. PB BRIEF
 
Prezydent Trump przesuwa termin ultimatum celnego, Macron resetuje relacje z UK, a polscy kierowcy szukają sprawiedliwości poza granicami kraju. W dzisiejszym PB Brief także o rekordowym turnieju  
 
Wicepremier brzmi dumnie, ale pusto