Tym samym ekonomiści NBP zyskali argument za tym, by zredukować przewidywaną dynamikę przeciętnego wynagrodzenia w Polsce. Z 10 proc. ma się obniżyć do 7,7 proc. na koniec obecnego roku i 5,8 proc. na koniec przyszłego. Są to wartości niższe niż w projekcji z marca. To z kolei oznacza, że niższa będzie też presja na wzrost cen z kierunku rynku pracy. Dlatego w projekcji obniżone zostały przewidywania dotyczące inflacji bazowej.
Nie ma wątpliwości, że był to element skłaniający członków Rady Polityki Pieniężnej do obniżenia stóp procentowych na lipcowym posiedzeniu. Coraz więcej sygnałów wskazuje, że gospodarka się chłodzi, firmy nie mają bodźców do podnoszenia płac i cen i dlatego nie ma powodu do utrzymywania nadzwyczajnie wysokiego kosztu pieniądza.
Cała sfera nominalna gospodarki zwalnia w okresie, gdy sfera realna przyspiesza — czyli ceny rosną coraz wolniej, podczas gdy produkcja rośnie coraz szybciej. Jest to jeden z powodów, dla których obecne ożywienie nie jest odczuwalne w firmach jako poprawa koniunktury.
NBP wciąż uważa, że gospodarka w ujęciu realnym wchodzi na wyższe obroty. Według projekcji dynamika PKB ma się zwiększyć z 3,2 proc. w pierwszym kwartale do 3,7 proc. w drugiej połowie roku (dane za drugi kwartał jeszcze nie są znane). Jest to związane z przyspieszeniem inwestycji i konsumpcji. Gdy fala natężonego napływu funduszy europejskich minie, wzrost znów ma wrócić w okolice 3 proc. |