Mieszkam w miejscu, gdzie brakuje perspektyw, a praca, którą mam, to jedyne źródło utrzymania. Pracuję sześć dni w tygodniu za najniższą krajową. Gdy opłacę mieszkanie i jedzenie, zostaje mi najwyżej 200–300 złotych. Tyle kosztuje moje „życie”.
Po pracy płaczę – ze zmęczenia, z bezradności, z żalu. Nie mam wsparcia. Nie mam życia poza pracą. Od lat udaję, że wszystko jest w porządku, ale to tylko maska. W środku jestem wyczerpany. Nie chcę już żyć w ten sposób – żyć tylko po to, by jakoś przeżyć kolejny dzień.
Marzę o pracy zdalnej, o jakiejkolwiek szansie na zmianę. Ale nie wiem, jak ją zdobyć. Nie mam już siły walczyć o coś, co wydaje się nieosiągalne.
Nie wiem, po co to piszę. Może dlatego, że musiałem to z siebie wyrzucić. Bo czasem lepiej napisać niż milczeć. Choć wydaje się, że już nic nie ma znaczenia…
|