Wybieramy prezydenta czy listonosza? A może zawiadowcę stacji?
Na finiszu kampanii prezydenckiej główną rolę zaczynają odgrywać tematy najważniejsze: bezpieczeństwo, sojusze, wsparcie dla Ukrainy... Oczywiście żartuję. W kampanii dwóch głównych faworytów pierwszoplanową rolę odgrywają gadżety. W poniedziałek podczas debaty w TVP Rafał Trzaskowski wręczył kopertę Karolowi Nawrockiemu, we wtorek ten odwdzięczył mu się tym samym. Do szczegółów odsyłam na stronę rp.pl, tu odnotujmy tylko, że w obu gestach chodzi o przylepienie rywalowi łatki nieczułego na potrzeby zwykłych ludzi.
Nie wiem, jak państwa, ale mnie nużą te wszystkie kampanijne triki, te wisty, riposty, rechot zwolenników, oburzenie przeciwników itd., itp. Czy mówią nam one cokolwiek o tym, czy kandydat (lub kandydatka) ma zadatki na wielkość, którą chcielibyśmy widzieć u prezydenta (lub prezydentki) Rzeczypospolitej? I to jeszcze w sytuacji, gdy historia tak bardzo przyspieszyła?
Oto ważną kwestią w kampanii staje się to, w którym wagonie Donald Tusk podróżował do Kijowa, i dlaczego sam, a nie to, co w ukraińskiej stolicy ustalił wraz z gospodarzem oraz przywódcami Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii (a działy się tam ważne rzeczy). Skoro oburzenie niektórych „upokorzeniem” Polski jest tak wielkie, Rusłan Szoszyn zbadał sprawę. To, co usłyszał od jednego z ukraińskich rozmówców na temat błahości problemu, mogłoby zadziałać jak sole trzeźwiące. Ale tuż przed wyborami, chyba mało komu z polityków zależy na otrzeźwieniu wyborców.