Właśnie zaczynamy
egzaminy ósmoklasisty. W tym roku trochę wcześniej niż w zeszłym, ale to nic w porównaniu do kolejnego roku szkolnego!
Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiedziało zmianę terminu egzaminu ósmoklasisty – od roku szkolnego 2025/2026 miałby się on odbywać w kwietniu, a nie w maju. Pomysł ten, wpisany do projektu nowelizacji ustawy Prawo oświatowe, ma rzekomo wspierać wdrażanie nowej reformy programowej. Nic głupszego nie dało się wmyślić. Zwłaszcza, że tak już było. I było źle.
Przyspieszenie terminu egzaminu oznacza, że nauczyciele będą mieli o miesiąc mniej na realizację podstawy programowej. To nie tylko skrócenie czasu na naukę nowych treści, ale także ogromne utrudnienie w przeprowadzeniu powtórek. Jak w tak krótkim czasie efektywnie przygotować uczniów do egzaminu?
Maj, dotychczasowy termin egzaminów, pozwalał na spokojne zakończenie realizacji podstawy i solidne powtórki. Teraz wszystko trzeba będzie upchnąć w krótszym czasie. Nauczyciele będą zmuszeni do przyspieszenia tempa pracy, a uczniowie – do intensywniejszej nauki, co może odbić się na ich wynikach.
Pamiętajmy, że wcześniejszy egzamin to także wcześniejszy koniec roku szkolnego… przynajmniej mentalnie. Wiemy już, jak to działa – po egzaminie frekwencja spada, a uczniowie zaczynają „duchowo” wakacje. Jak szkoły mają utrzymać ich zaangażowanie do końca roku?
Tak, i wiemy, jak to się kończyło – chaosem, presją czasową i frustracją. Wcześniejszy termin egzaminów już funkcjonował i się nie sprawdził. Dlaczego więc powtarzamy te same błędy?
Zmiana terminu to tylko jeden z elementów nowelizacji ustawy – zaproponowano również skrócenie czasu na wgląd do pracy egzaminacyjnej i zniesienie obowiązku egzaminatorów-weryfikatorów przy użyciu e-narzędzi. Wszystko to bez szerokich konsultacji i uwzględnienia głosu nauczycieli.
Kogoś to jeszcze dziwi?