"Ważny krok w procesie konsolidacji rozejmu” - zachwalał szef ONZ, Antonio Guterres. “Historyczne głosowanie, jedna z najważniejszych decyzji w historii ONZ” - dorzucił Donald Trump. “Nowy kurs dla Izraelczyków, Palestyńczyków i całego Bliskiego Wschodu” - skwitował ambasador USA przy ONZ Mike Waltz. 

Decyzja, którą tak chwalą ważni światowi liderzy zapadła w poniedziałek wieczorem. Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję, w której przyznaje: Przedstawiony przez Donalda Trumpa we wrześniu b. roku tzw. plan pokojowy dla Strefy Gazy jest ok.  

Plan, który przyklepała RB dotyczy Strefy Gazy, gdzie od dwóch lat trwa wojna rozpętana przez Hamas atakiem na Izrael, w którym palestyńscy terroryści zabili 1,2 tys. osób, a 250 porwali do enklawy. W odwetowych działaniach izraelskiej armii zginęło 68 tys. Palestyńczyków, a strefa została zrównana z ziemią.  

Od miesiąca na miejscu trwa pierwsza faza rozejmu przewidzianego w planie Trumpa, w ramach której terroryści wypuścili pozostałych izraelskich zakładników, a izraelska armia wycofała się z połowy enklawy, pozostając jednak w jej granicach.  
Teraz świat łamie sobie głowę jak przejść do kolejnego etapu i w tym ma pomóc rezolucja RB. W drugiej fazie Hamas miałby się rozbroić, a izraelscy żołnierze - wrócić do domu. Rządy na miejscu miałby przejąć palestyński rząd technokratów, a pilnowanie pokoju - międzynarodowi peacekeeperzy. Nad wszystkim pieczę miałaby sprawować bliżej nieokreślona Rada Pokoju, na której czele stanąłby sam amerykański prezydent. 

Choć najważniejszym punktem rezolucji jest zielone światło dla międzynarodowych sił, łatwo nie będzie. Żaden kraj nie deklaruje, że pośle żołnierzy do Gazy, gdzie - choć nie ma dziś walk – nie ma też mowy o pokoju, bo ani Hamas nie zamierza się rozbroić, ani Izraelczycy - wyjść z enklawy. Peacekeeperzy, jak sama nazwa wskazuje, to ludzie, którzy pilnują pokoju, nie wojny. Mimo entuzjastycznych komentarzy, rezolucja ONZ na razie pozostanie więc na papierze.