Newsletter Oglądamy, Słuchamy, Czytamy

Poniedziałek, 6 października 2025

Radosław Czyż
dziennikarz działu Kultura

"Predator" z 1987 roku był na swoje czasy rewolucją, nic dziwnego, że – podobnie jak "Obcy" – zapoczątkował całą serię filmów. Niestety już druga część okazała się o wiele słabsza od oryginału, a kolejne były jeszcze gorsze.

W 2022 roku reżyser i scenarzysta Dan Trachtenberg postanowił dać serii kolejną szansę. Tak powstał "Predator: Prey", w którym kosmiczny łowca spotyka Naru (Amber Midthunder) z plemienia Komanczów. Osadzona w 1719 roku fabuła filmu stawia na prostotę środków, przygodę i akcję; główna bohaterka jest bystra i zaradna aż nadto, a kosmiczny łowca ze swoją zaawansowaną technologią – wyjątkowo przerażający.

Film stał się hitem platformy Disney+, a Trachtenberg szansę wykorzystał. Wcześniej w tym roku w streamingu pojawił się animowany "Predator: Pogromca zabójców" – zbiór trzech krótkich etiud rozgrywających się w różnych epokach historycznych.

Od dziś w kinach zaś oglądać można film "Predator: Strefa zagrożenia" (na zdjęciu, fot. 20th Century Studios), który po raz pierwszy w serii głównym bohaterem czyni tego tytułowego.

Młody łowca Dek (Dimitrius Schuster-Koloamatangi), by udowodnić klanowi swoją wartość, rusza na planetę Genna – dom jednej z najniebezpieczniejszych bestii we wszechświecie. Młody Predator ma więcej charakteru niż umiejętności, szybko więc zdaje sobie sprawę, że by przeżyć, będzie potrzebował pomocy. Z tą przychodzi mu Thia (Elle Fanning) – uszkodzony syntetyk znanej z "Obcego" firmy Weyland-Yutani.

Trachtenberg pokazuje, jak dobrze czuje nie tylko kino akcji, ale i przygodową konwencję kina SF. Udaje mu się zaprezentować na ekranie nie tylko widowiskowe sekwencje akcji, ale też przenieść gatunkowy ciężar serii z horroru na lżejsze kino awanturnicze, jednocześnie mocno rozwijając zasady i niuanse szerszego świata przedstawionego.

Fani pierwszego "Predatora" mogą marudzić, że nie jest już tak brutalnie i dosadnie jak w latach 80., ale tak jak film ze Schwarzeneggerem przede wszystkim zgrabnie mieszał dwa całkiem odrębne gatunki, tak i nowy film udowadnia, że ta seria ma w sobie jeszcze mnóstwo niewykorzystanego potencjału, tylko czekającego na twórców tak kreatywnych jak Trachtenberg.

NIE PRZEGAP

DO POCZYTANIA

POLECAMY