„To może być film o zemście” – pisze o nowej ekranizacji „Lalki” prof. Ryszard Koziołek. „Dlaczego nie dostrzegamy tego od razu, czytając po raz pierwszy?! Tej kumulacji mściwej, niszczycielskiej furii, frustracji, resentymentu” – kontynuuje – i wystarczy rzucić okiem na rozsiane po arcypowieści Prusa dowody gniewu Wokulskiego, by przekonać się, że to faktycznie mógłby być klucz, którym „Lalkę” da się otworzyć dla współczesnego widza. Czy wściekłość na system, klasowe podziały, nierówności i hipokryzję nie jest dziś podstawowym ustawieniem milionów ludzi nie tylko w tym kraju?
W każdym razie Koziołek nie poprzestaje na jednej wskazówce dla filmowców, przeciwnie: ukazuje wielowymiarowy potencjał „Lalki”, dzięki któremu ten film może się okazać hitem polskich kin XXI wieku.
Kiedyś kwestia obsady pewnego filmu podzieliła Polskę na mocno okopane obozy, co dziś trudno sobie wyobrazić, biorąc pod uwagę obecny stopień zespolenia w powszechnej świadomości twarzy Daniela Olbrychskiego z Kmicicem czy Małgorzaty Braunek z Oleńką. To była jednak jeszcze era, w której kino dostarczało tematów do small talku, tego podstawowego spoiwa relacji społecznych. Niektórzy go nie poważają, wychodząc z założenia, że „wielkie umysły dyskutują o ideach, przeciętne o zdarzeniach, a o ludziach - mierne”. Tymczasem, jak przekonuje Renata Lis, to nieprawda. „Wszyscy lubimy to robić, tylko niektórzy wstydzą się przyznać. Niekiedy nawet przed sobą.
Ploty, ploteczki to potężna guilty pleasure. Ale nie tylko. Kiedy zmienić im nazwę na everyday storytelling, od razu zaczną wyglądać poważniej. Okażą się istotną dla przetrwania praktyką. Być może dla kogoś brzmi to jak żart, ale tak właśnie jest: bez plotek by nas nie było”.
Bez czego jeszcze świat nie byłby takim, jakim go znamy? Bez szpiegów (to ocena Johna le Carré, którego literacki dług wobec własnej szpiegowskiej biografii przybliża w nowym numerze „Książek” Weronika Murek).
Weźmy CIA: żadna inna agencja wywiadowcza nie ma tak czarnej legendy. „W ciągu 78 lat swego istnienia zasłużyła sobie na naszą podejrzliwość – była zaangażowana w przedziwne, wątpliwe etycznie i prawnie działania” – zauważa Robert Stefanicki. Przy okazji, proszę zgadnąć, czyj to pogląd: „Pajace z Langley sypią mi piach w tryby na równi z liberalną elitą, obejmującą też intelektualistów, uniwersytecką ligę bluszczową oraz Żydów”? Tak, brzmi jak Trump, ale to niesławny Richard Nixon.
To wszystko w najnowszych „Książkach”, ale znajdziecie w nich także wiele tekstów o świeżo opublikowanych powieściach – dziś wskażę może tylko jeden, na chybił, trafił: o pewnym Szwajcarze, który w świecie niemieckojęzycznym zgarnął liczne laury, ale w Polsce dopiero teraz ukazuje się pierwszy przekład. Chodzi o
„Maurice’a z kurą” Matthiasa Zschokke. Aż nadto dobrze znana w Polsce powinna być historia Gdyni, „miasta z morza i marzeń”, marzeń zwłaszcza międzywojennych. A jednak okazuje się, że morskie okno na świat II RP i jego późniejsze losy to materiał na epicki reportaż, którego napisania podjęła się Aleksandra Boćkowska.
W siermiężnym PRL-u portowa Gdynia „pachniała dobrobytem, że aż się kręciło w głowie", pisze.
Jest werdykt Nagrody im. Szymborskiej: zdobyła ją Antonina Tosiek za tom „żertwy”. Dodajmy, że niespełna 30-letnia Tosiek to nie tylko poetka - jej zapowiedziana na lipiec książka "Przepraszam za brzydkie pismo" (o pamiętnikach wiejskich kobiet) to jeden z najbardziej wyczekiwanych tytułów 2025 roku.
Proszę nie zapominać, że na Wyborcza.pl można także posłuchać o książkach –
w podcaście „Książki. Magazyn do słuchania” (jest już nowy odcinek).